Big changes coming
Ilustracja do artykułu pt. "Publiczne wystąpienia bez zadyszki. Przewodnik dla liderów HR"
|

Publiczne wystąpienia bez zadyszki. Przewodnik dla liderów HR

Słucham prelegenta. Mówi zaledwie 10 minut, a mnie już chce się ziewać. Nim skończy, zdążę wielokrotnie odpłynąć myślami. Karcę się w duchu, bo powinienem być skupiony, chcę przecież jak najwięcej wynieść z jego wystąpienia. Temat jest dla mnie ważny i interesujący. Ale nie mogę utrzymać koncentracji. Na scenę wchodzi kolejny prelegent. Teraz akurat mógłbym pozwolić sobie na odrobinę odprężenia, bo będzie poruszał zagadnienia, które mniej mnie interesują. Mówca porywa mnie jednak od pierwszych zdań. Kiedy kończy, czuję niedosyt i uznaniem, głośno biję brawo.

Co takiego się wydarzyło? Nic nadzwyczajnego. Jedni są lepszymi, a innymi gorszymi oratorami. Ale dlaczego? Oczywiście dlatego, że jedni mówią z pasją, a inni mało energetycznie. Jedni nawiązują kontakt z widownią, a inni mówią „do siebie”, przekazują wprawdzie informacje, ale w taki sposób, że właściwie mogliby mówić do ściany. Do tego dochodzi trema – zmora mówców publicznych.

No dobrze, ale załóżmy, że mamy kilku oratorów: bez tremy, zaangażowanych, energetycznych, mówiących bezpośrednio do odbiorców, a nie obok nich. Dlaczego jednych słucha się chętniej, a innych – mniej?  W tym wypadku odpowiedź nie jest już łatwa. Czasami wystarczy jeden drobny, niedoskonały element, który nie pozwoli mówcy przykuć uwagi słuchaczy. I odwrotnie, inny mówca odniesie sukces, mimo że będzie mieć na polu tzw. wystąpień publicznych sporo do nadrobienia.

Zacznijmy od podstaw

Bezsprzecznie podstawową zasadą jest spójność w trzech podstawowych obszarach: komunikacji niewerbalnej, komunikacji werbalnej i treści. To pierwsza kwestia, na którą powinien zwrócić uwagę ten, kto chce doskonalić się w sztuce wystąpień. Wyobraźmy sobie bowiem, że przedstawiamy lekki temat (treść), mówimy pogodnym głosem, budujemy optymistycznie zabarwione zdania (komunikacja werbalna) i wprawdzie mamy uśmiech na twarzy (komunikacja niewerbalna), ale nerwowo zacieramy ręce i wyłamujemy palce, nie mając nawet takiej świadomości. Albo przedstawiamy coś, do czego chcemy zachęcić słuchaczy, pokazujemy prezentację (treść), poruszamy się pewnym krokiem, spokojnie gestykulujemy (komunikacja niewerbalna), ale głos nam drży i co kilka chwil przełykamy nerwowo ślinę (komunikacja werbalna).

 W obu przypadkach nasz przekaz będzie zaburzony, bo zabraknie spójności. Odbiorcy będą zdezorientowani, być może podejrzliwi, być może będą nam współczuć tremy, natomiast z pewnością nie wszystko zapamiętają i zrozumieją. Dlatego zastanawiając się nad samodoskonaleniem, warto przede wszystkim zadać sobie proste pytanie: czy w moim przekazie nic nie zgrzyta? Jeśli nie, można zabrać się za szlifowanie elementów z trzech wymienionych wyżej obszarów. I w tym miejscu zachęcam do zwrócenia uwagi na sferę werbalną czyli głos. Na to jak brzmimy i jak mówimy.

Krótko o brzmieniu i sile wdechu

Doskonale wiemy, że głosy o przyjemnej barwie cieszą się na starcie większą sympatią niż głosy chropawe, metaliczne, zapowietrzone, głuche. Warto pomyśleć o poprawieniu swoich warunków w tym obszarze, czyli zająć się emisją głosu.

Emisja głosu to: oddech, fonacja, rezonans i artykulacja. Oddech jest podstawą. Można powiedzieć “kto źle oddycha, ten źle brzmi”. Zaburzenia faz wdechu i wydechu nie tylko wpływają niekorzystnie na brzmienie, ale także na samopoczucie. Mówca szybko się męczy, zaczyna mówić z coraz większym wysiłkiem. Pojawia się chrypka, konieczność częstszego popijania wody, napięcia krtaniowe i w efekcie ogromna krzywda dla fałdów głosowych (potocznie nazywanych strunami). Zamiast komfortu i skupienia na merytoryce, rozgrywa się walka z własnym ciałem.  Warto temu zaradzić, wykonując ćwiczenia oddechowe. Do tego potrzebny jest systematyczny trening i cierpliwość, ale można w dużym stopniu poradzić sobie doraźnie. Kluczem jest wdech. Mówcy często o nim zapominają. Chodzi o porządny wdech przez usta. Solidna porcja tlenu, która pozwoli w ułamku sekundy rozluźnić mięśnie oddechowe i fonacyjne (krtań). To ma być spokojne nabranie powietrza przez wyraźnie otwarte usta. Przede wszystkim wtedy, kiedy czujemy, że do naszego wystąpienia wkrada się napięcie i wysiłek. Warto zachować z tyłu głowy sentencję: „wszystko zaczyna się od wdechu”.

Tu może pojawić się jednak wątpliwość. “No dobrze, ale jeśli będę w ten sposób nabierać powietrza, jeśli zatrzymam się na chwilę i otworzę szeroko usta, co pomyślą moi odbiorcy?” Większość stwierdzi, że nie wiem, co chcę powiedzieć, mam czarną dziurę. Poza tym będę wyglądać śmiesznie”.

Często słyszę tego typu pytania. Odpowiedź na każdą obawę brzmi: NIE. Nikt ze słuchaczy nie tylko nic nie pomyśli. Nikt ze słuchaczy tego nie zauważy, ponieważ wszyscy tak się zachowują w trakcie mówienia. Jest to nasza naturalna, pierwotna czynność. Głęboki wdech przez usta wykonuje każdy. Najlepiej przekonać się o tym, słuchając i patrząc na kolegę, współpracownika lub kogoś bliskiego. Otwieranie ust do wdechu nie tylko nie wygląda śmiesznie, ale też czas nabrania powietrza wcale nie jest długi. Jest również naturalny.

Moc pauzy, intonacji i oddechu – czyli o prozodii w praktyce

W tym miejscu warto przejść do zagadnienia, które nazywa się prozodią, a które powinien znać każdy mówca, chcący doskonalić swoje rzemiosło. Prozodia to elementy mowy. Analogicznie do wdechu, na co dzień, intuicyjnie, stosujemy je bez zarzutu. Do prozodii zaliczamy: akcent logiczny, intonację, tempo, kropkę i pauzę. Dwa ostatnie elementy są ze sobą ściśle związane (wszystko się zresztą łączy, ale o tym być może przy innej okazji).

Mało który mówca potrafi jednak grać pauzą. Mało który mówca w ogóle stosuje tzw. pauzy logiczne, które powinny się pojawiać po kropce. Problemem jest bowiem lęk przed ciszą. Zwykła przerwa na nabranie powietrza bądź podkreślenie głosem kropki, trwa w głowie oratora znacznie dłużej niż w rzeczywistości. Dlatego wspomniane pauzy logiczne, trwające tak naprawdę ułamki sekund, są pośpiesznie przykrywane początkami kolejnych zdań. Zauważmy jak w tym momencie emisja głosu i prozodia – dział retoryki, łączą się. Pracując nad spokojnym wdechem, wprowadzamy do wypowiedzi pauzy. Pracując nad pauzami, mamy szansę przy okazji nauczyć się właściwie nabierać powietrza. To doskonały prolog do kolejnych etapów rozwoju, a przy tym odczuwalny postęp. Przestajemy się szybko męczyć, rozluźniamy ciało, dotleniamy mózg i mamy możliwość skupienia się wyłącznie na tym co przekazać i jak to zrobić w sposób przekonujący oraz atrakcyjny.

Kolejnym etapem jest wyrównanie fazy wydechowej. Chodzi tu przede wszystkim o to, by nie zużywać tzw. rezerwy oddechowej, czyli nie ciągnąć zdania do końca, gdy ciało wysyła sygnał, że powietrze się kończy. To kolejny z często popełnianych błędów. Wydaje nam się, że przerwanie myśli/zdania na wdech, będzie niezgodne z zasadami. Jest odwrotnie. Zużywanie rezerwy powoduje, że głos słabnie. Traci moc, brzmienie, walczymy o dotarcie do kropki, by łapczywie złapać haust powietrza. Taki haust akurat będzie zauważalny przez odbiorców i nie zostawi dobrego wrażenia. Pamiętajmy zatem: naturalny, zdrowy oddech to podstawa skutecznego wystąpienia.

Maciej Jabłoński – dziennikarz, prezenter TV, lektor, trener emisji głosu i wystąpień publicznych. Wieloletni wykładowca Akademii Telewizyjnej TVP, członek Komisji Karty Ekranowej. Twórca rozwijania brzmienia głosu w oparciu o metodę wokalną SLS. Autor książki “Jak mówić bez wysiłku i dobrze brzmieć”. 

Przeczytaj także:

guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Sprawdź wszystkie komentarze